przyznał. Uśmiechnęła się smutno.
130 JEDNA DLA PIĘCIU Kochała go. Jack był w błędzie myśląc, że nie potrafi odróżnić pożądania od miłości. Kochała go całym sercem, całą duszą. Kochała go ponad życie. Jego synów też kochała. Wszystkich czterech. I tak bardzo chciała, żeby jej uwierzył. Jack zamrugał oczami i przyciągnął ją do siebie. - Myślałem, że śpisz - zamruczał. - Spałam. Przez chwilę, kiedy ją przytulił, Malinda miała nadzieję, że będą się kochać, Jack jednak znowu zamknął oczy i zaczął miarowo oddychać. Rozczarowana i znudzona zaczęła palcem rysować wzory na jego bluzie. W górę, w dół, pętle i kółka. Jack ani drgnął. Przesunęła palec nieco niżej. Nabrała nadziei, kiedy pod dotykiem jej ręki mięśnie brzucha Jacka napięły się. Spojrzał na nią półprzymkniętym okiem. - Co robisz? - Nic - odparła niewinnie. Jack chwycił jej rękę, położył sobie na piersi. Oczy miał nadal zamknięte, ale o śnie nie było już mowy. Aż do bólu czuł każdą wypukłość jej ciała. Kiedy po omdleniu przyniósł ją do domu, była ubrudzona ziemią jak dwuletnie dziecko. Później jednak, może kiedy pomagał chłopcom się pakować, zdjęła z siebie brudny dres i wykąpała się. Dopiero teraz to zauważył. Cienka bawełniana nocna koszula o niebezpiecznym dekolcie była równie słodka jak zapach samej Malindy. Spokojnie, Brannan, skarcił się Jack. Ona jest chora, zmęczona i bardzo wrażliwa. Już był prawie przekonany, że uda mu się oprzeć pokusie, kiedy palce Malindy znowu zaczęły wędrować po jego bluzie. Gorąco oblało całe jego ciało. JEDNA DLA PIĘCIU 131 - Malindo? - Tak? - odparła nieobecnym głosem. - Nie rób tego, kochanie. - Czego? Popatrzył na nią. Tym razem dwojgiem oczu. Spojrzenie, które napotkał, było gorące, rozmarzone i pełne pożądania. - Kochaj się ze mną, Jack - szepnęła. Jack próbował się odsunąć. - Nie mogę. - Nie mogę czy nie chcę? - zapytała przysuwając się Malinda. Kiedyś to samo pytanie Jack zadał jej. Wtedy przekonywał ją, że powinna robić to, co czuje. Teraz zamienili się rolami. - Nie chodzi o to, czy nie chcę, czy nie mogę - tłumaczył delikatnie. - Chodzi mi o ciebie. Jesteś przecież chora. Ułożyła mu się na piersi i uśmiechnęła figlarnie.