otoczony ogrodzeniem z kutego rdzewiejącego już żelaza. Najwyraźniej nikt nie dbał o to miejsce; niektóre
nagrobki były poprzewracane, inne się kruszyły. Zsiadła z wałacha, przypięła jego lejce do ogrodzenia i otworzyła skrzypiącą bramę. Wysoka, sucha trawa ocierała jej nogi, a do szortów przyczepiały się rzepy. W nowszej części działki znalazła grób matki, jeden z nielicznych, o które tutaj dbano. Nagrobek nie porastało zielsko; wciąż było widać wyryte na nim przed wielu laty informacje o Jasmine Cole; jej data urodzenia i śmierci oraz proste słowa nad bukietem kwiatów ze wstęgami: KOCHAJĄCEJ ŻONIE I MATCE - Tak mi przykro - wyszeptała Shelby; dławiło ją w gardle na myśl o bólu, który musiała znosić jej matka. Małżeństwo z Jerome’em Cole’em byłoby ciężką próbą dla każdej kobiety; miłość do niego była przekleństwem. Shelby nie przywiozła żadnych kwiatów, żadnych dowodów pamięci. Poczuła coś w rodzaju wyrzutów sumienia, że nie wracała na ten grób przez tyle lat, ale prawda była taka, że prawie nie pamiętała swojej matki. Pojawiające się w jej umyśle obrazy kobiety, która ją urodziła, zapewne pochodziły z oglądanych przez nią fotografii, kilku filmów wideo z rodzinnych uroczystości i upiększonych wspomnień ojca i Lydii. Nasłuchiwała śpiewu ptaka ukrytego w zaroślach mesquite i wbiła suche oczy w ziemię. - Żałuję, że cię nie poznałam - wyznała. - Och, mamo, myślę, że ty byś mi pomogła. Jej dziecko nie miało nagrobka. Wtedy rozsypała popiół nad wzgórzami, sądząc, że ono nie żyje. Teraz nie pamiętała, skąd je wzięła. Wtedy myślała, że brak kamiennego pomnika wynika z tego, że jej ojciec bardzo się wstydzi - jego córka w ciąży, i to bez ślubu?! Teraz uświadomiła sobie, że nagrobka nie było, bo dziecko nadal żyło. - Znajdę cię, Elizabeth - przyrzekła wzruszonym głosem. - Znajdę. Odgarnęła splątane włosy z twarzy i się wyprostowała. Kiedy wychodziła z cmentarza, zauważyła, że na horyzoncie zbierają się burzowe chmury. Odpięła lejce konia, dosiadła go i ruszyła wzgórzami, jeszcze bardziej zdecydowana odnaleźć swoje dziecko. Jadąc, kierowała się instynktem; chciała odwiedzić jeszcze jedno miejsce. Jej serce biło szaleńczo, kiedy mijała starą chatkę, dziś w tak opłakanym stanie, że ledwo ją rozpoznała. Większość starych belek się zawaliła, dach się rozpadł i, oprócz kamiennego komina, była to tylko sterta liczących ponad wiek wspomnień. Shelby nacisnęła kolanami boki konia, który przyspieszył, tratując zielsko i suchą trawę. Pachnący deszczem wiatr mocno wiał Shelby w twarz, gdy ona prowadziła gniadego skalnym występem, a potem kazała mu zejść do wąwozu, w pobliżu rzeczki, gdzie kochała się kiedyś z Nevadą. Przypominała sobie dotyk jego rąk, wargi całujące jej ciało... i jeszcze chłodną pieszczotę deszczu. Powiedziała mu wtedy, że go kocha i że żaden inny mężczyzn nigdy nie budził w niej takich uczuć. Wierzyła wtedy - wręcz modliła się o to - że dziecko, które poczęła tamtej nocy, należało do niego, że było świadectwem ich miłości, a nie dzieckiem Rossa McCalluma. Ale czy to naprawdę miało znaczenie? W miarę upływu czasu to, kto był ojcem Elizabeth, schodziło na dalszy plan. Ściągnąwszy lejce wałacha, zobaczyła ciemne plamy potu na jego skórze. - Dobry chłopiec - szepnęła, klepiąc dzielnego konia po karku. Zeskoczyła na ziemię i szła wzdłuż koryta rzeki. 150 Kręciło jej się w głowie od myśli o Nevadzie, a serce biło taką samą miłością, jaką czuła przed dziesięciu laty. - Głupia babo - mruknęła i usiadła na skale, żeby popatrzeć na wyschnięte koryto rzeki. Zobaczyła czmychającego do lasu zająca i wysoko w górze krążącego jastrzębia. Sięgnęła do kieszeni i dotknęła zestawu kluczy, który kazała dorobić. Były błyszczące i jeszcze chropowate na krawędziach, połączone zgiętym spinaczem. Zastanawiała się, co znajdzie w biurze ojca. Kolejne obciążające go tajemnice? Ze zdenerwowania miała ściśnięty żołądek. Czy w końcu uda jej się odszukać córkę? A może odkryje dowody przekroczenia innych granic etycznych i moralnych? Co z Lydią? Dlaczego gosposia nie chciała jej się zwierzyć? I dlaczego Ross McCallum wyszedł na wolność akurat teraz, kiedy skontaktowano się z nią w sprawie Elizabeth? Była w Bad Luck od ponad tygodnia i miała wrażenie, że cały ten czas miota się bez rezultatu i ugania za upiorami z przeszłości, i wcale nie jest bliżej odnalezienia dziecka niż w dniu, w którym wróciła do miasteczka po raz pierwszy po wielu latach. Wepchnęła klucze do kieszeni i już miała odejść, kiedy nie tyle zobaczyła, ile wyczuła, że ktoś się do niej zbliża, nie od strony rancza, ale z przeciwnego kierunku, gdzie tereny rządowe graniczyły z północnym skrawkiem posiadłości - przed laty często chodził tędy Nevada. Wstała, widząc, że idzie do niej szybko i energicznie, smukły, w dżinsach. Jej niemądre serce bardzo się ucieszyło i po raz kolejny powiedziała sobie, że należy do najgorszego gatunku idiotek - inteligentnych kobiet, które świadomie zakochują się w nieodpowiednich dla siebie mężczyznach.